Otworzyła oczy. Popatrzyła na biały sufit, trochę poplamiony, ale oficjalnie biały. Wstała. Zjadła. Znalazła się na ulicy, czekała na autobus, patrzył na nią jakiś chłopak, zignorowała go. Praca. Dokumenty. Ból oczu i pleców. Dom i oficjalnie biały sufit.
Ciemność.
Otworzyła oczy. Znowu ten biały sufit, ciemność, dźwięk budzika, trzeba wstać. Chleb, kawa, ulica, przystanek, papiery, papiery dużo papierów. Przystanek. Chłopak z wczoraj. Patrzy się. "Natrętny typ. Nawet przystojny, ale zbyt natrętny". Sufit.
Budzik, który nie jest budzikiem.
Dzwonek połączenia. Krzyk szefa z rana o jedenastej trzydzieści.
Sufit.
Wyświetlacz telefonu. SMS? Nie od sieci komórkowej, nieznany, ciekawy. Sufit. Czyta.
"Dzień dobry! Pewnie zaspałaś i myślisz, że "dzień dobry" nie jest najlepszym określeniem dnia dzisiejszego. Może coś z tym zrobimy i zmienimy rzeczywistość? Jeśli się zdecydujesz to czekam w Parku Magnoliowym o trzynastej. Tylko się nie spóźnij, bo niestety nie mam dla Ciebie tyle czasu, ile chciałbym mieć. Pozdrawiam K."
Sufit. Znowu ten sufit. Sufit zawsze ma odpowiedź.
"Co mi szkodzi iść. Może to, że K. jest niebezpiecznym psychopatą?"
Nagle ktoś zadzwonił do drzwi...
_____________________________________________________________________________________
Zaczynam pisać tzw. dłuższe opowiadanie w odcinkach.Może to nie jest dobry moment, ale uwielbiam pisać.
God Dag!
Goodnight!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz